sobota, 15 lipca 2023

Pierwszy polski elektryk


Stworzony przez polską firmę eVAN – w pełni elektryczny samochód dostawczy, który jest w stanie przejechać nawet do 400 km na jednym ładowaniu, uzyskał niedawno dopuszczenie do ruchu, a w tej chwili trwają rozmowy o rozpoczęciu jego seryjnej produkcji. 

"eVAN jest pierwszym prawdziwie polskim samochodem elektrycznym. Od początku był tworzony jako produkt nastawiony na komercjalizację, który ma być odpowiedzią na potrzeby rynkowe" – podkreśla Tomasz Drzał z Innovation AG. 

 

 

"Budowa eVAN-a i platformy EAGLE jest przełomem na polskim rynku automotive i elektromobilności. Jesteśmy w stanie konkurować dzięki nim z najlepszymi firmami globalnymi" – mówi agencji Newseria Biznes Tomasz Drzał. – "Nie spodziewaliśmy się, że będziemy w stanie w Polsce stworzyć taki produkt na poziomie światowym. Ale trzeba też pamiętać, że Polska jest zagłębiem programistów i inżynierów, pod tym względem jesteśmy naprawdę w światowym topie. A dzisiaj elektromobilność i automotive to nie są elementy mechaniczne czy zbudowanie karoserii, to są przede wszystkim systemy i oprogramowanie".

eVAN to w pełni elektryczny pojazd dostawczy z napędem 4x4, zaprojektowany przez polską spółkę Innovation AG ze Zgorzelca w ramach konkursu ogłoszonego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Do tej pory powstały dwa prototypy tego pojazdu, które są już po przeglądach rejestracyjnych i w kwietniu tego roku uzyskały dopuszczenie do ruchu. Miesiąc później pokonały na jednym ładowaniu trasę o długości ok. 400 km z siedziby Innovation AG w Trójcy do Zielonej Góry i z powrotem. Tym samym pierwszy polski samochód elektryczny może się obecnie pochwalić największym na świecie zasięgiem na jednym ładowaniu.

"eVAN jest samochodem dostawczym i mieści się w klasie N1, czyli ma ładowność do 1 t i z takim obciążeniem na pace jest w stanie przejechać 350 km, co pokazały też badania przeprowadzone w NCBiR. Natomiast kilka tygodni temu zrobiliśmy test tego auta w warunkach stricte drogowych. Bez żadnych ulepszeń w normalnym ruchu te samochody przejechały 400 km. Nie były co prawda zapakowane, ale to jest bardzo dobry wynik. Według naszej wiedzy w tej chwili nikt inny na świecie nie jest w stanie osiągnąć takiego wyniku elektrycznym samochodem dostawczym" – mówi przedstawiciel spółki Innovation AG.

Oba egzemplarze eVAN-a powstały na platformie EAGLE, stworzonej w całości przez polskich inżynierów i mechaników, która składa się z podwozia, układu hamulcowego, napędowego, układu kierowniczego i zawieszenia. Konstruktorzy Innovation AG od podstaw zaprojektowali też ramę i kabinę pojazdu. Spółka podaje, że polskie komponenty i myśl techniczna stanowią w sumie ok. 70 proc. konstrukcji eVAN-a.

"Wszystkie części, które zostały zaprojektowane w tym samochodzie, były od początku projektowane z myślą o polskich dostawcach. W tej chwili w zasadzie tylko baterie, na których jeżdżą pierwsze samochody eVAN, są sprowadzane z zagranicy, natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, aby one również były produkowane w Polsce. Polska jest karoseria, polska jest przede wszystkim rama i polski jest też system sterowania tym autem i całe oprogramowanie" – wymienia Tomasz Drzał.

Jak podkreśla, eVAN był od początku tworzony jako produkt nastawiony na komercjalizację, który ma być odpowiedzią na potrzeby rynkowe.

"Stąd też eVAN jest dostawczym samochodem elektrycznym, ponieważ to właśnie w tej branży odnajdujemy największe zapotrzebowanie i potencjał wzrostu. To są chociażby m.in. firmy kurierskie, a wiadomo, że ten sektor obecnie rozwija się w Polsce bardzo intensywnie. Zatem taki samochód elektryczny, który mógłby jeździć w branży kurierskiej na tzw. ostatniej mili, jest znakomitą odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku" – mówi ekspert.

Według konstruktorów platforma EAGLE i konstrukcja eVAN-a są jednak na tyle uniwersalne, że mogą znaleźć zastosowanie we wszystkich branżach i tam, gdzie rynek będzie potrzebował samochodu zadaniowego o dużej nośności. 

 


 

"To mogą być np. samochody zadaniowe dla straży miejskiej, policji, pogotowia czy służb leśnych" – mówi Tomasz Drzał. – "To są samochody elektryczne, bezemisyjne, które znakomicie odnajdują się w ruchu miejskim. Nie są jeszcze przeznaczone do dalekich podróży, np. z Gdańska do Krakowa, natomiast już we wszystkich dużych polskich miastach i ich okolicach na pewno będą się sprawowały lepiej niż samochody spalinowe. Dlatego zapotrzebowanie na tego typu pojazdy może być bardzo duże".

Nad projektem eVAN-a pracowało w sumie kilkadziesiąt osób z Innovation AG oraz firm podwykonawczych, uczelni i instytutów badawczych. Jego stworzenie kosztowało do tej pory kilkadziesiąt milionów złotych, czyli zaledwie ułamek budżetów największych firm motoryzacyjnych przeznaczanych na rozwój nowych platform dla pojazdów elektrycznych. Kolejnym etapem będzie wdrożenie pojazdu do produkcji (tym są już zainteresowani inwestorzy z Azji i Bliskiego Wschodu, trwają rozmowy na ten temat), a zdaniem jego twórców eVAN będzie w stanie konkurować cenowo z autami porównywalnej kategorii dostarczanymi przez dużych producentów.

"Kolejnym krokiem musi być fabryka tych samochodów, ponieważ one są przygotowane do seryjnej produkcji w tysiącach sztuk. To nie jest już domeną Innovation AG, bo my jesteśmy spółką technologiczną, swego rodzaju hubem innowacji. Natomiast naszym zdaniem powstanie takiej fabryki w Polsce to jest kwestia około dwóch lat, czego byśmy sobie bardzo życzyli. Takie fabryki są na świecie i naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, aby eVAN-a produkować w Polsce masowo" – zapewnia ekspert Innovation AG.

W pojazdach eVAN zamontowano baterię o pojemności 105 kWh, której wydajność w niskich temperaturach ma wspomagać pompa ciepła stosowana też w czołgach Leopard. Maskę i część dachu pokrywają panele słoneczne o mocy 260 W, które mogą pokrywać nawet połowę zapotrzebowania układu klimatyzacji na moc. Auto ma pneumatyczne zawieszenie, trzystopniową skrzynię biegów, a jego poszycie jest w całości wykonane z włókna węglowego.

"eVAN był projektem bardzo skomplikowanym i to jest zresztą w tej chwili obraz całego światowego rynku elektromobilności na świecie. Nie ma zbyt wielu firm, które byłyby w stanie wyprodukować platformę dla samochodów elektrycznych. W globalnej skali można by je policzyć na palcach dwóch rąk. Dla przykładu mogę powiedzieć, że jeżeli duży koncern, na przykład Volkswagen, opracuje platformę dla swoich samochodów, to na tej jednej platformie są w stanie jeździć skody, audi, volkswageny czy nawet lamborghini. Dlatego jest to tak unikalny produkt i oczywiście opracowanie tej platformy, która nazywa się EAGLE – i nie przez przypadek tłumaczy się na polski jako orzeł, ale też jest to akronim od najistotniejszych cech tej platformy – to było największe wyzwanie. Na tej platformie można później stworzyć dowolny samochód dostawczy, czy to byłyby karetki, pojazdy policji, straży pożarnej, służb leśnych, czy straży miejskiej" – mówi Tomasz Drzał.

Zgodnie z harmonogramem pojazd dostawczy ma być gotowy do produkcji na przełomie tego i kolejnego roku.

Newseria, oprac. db


Gdzie powstaną stacje ładowania elektryków?


Sieć Biedronka otwiera się na rynek elektromobilności. W ciągu półtora roku chce udostępnić na parkingach 1,8 tys. punktów ładowania w 600 lokalizacjach na terenie całej Polski. Ma to być największa sieć szybkich ładowarek w kraju. 

"Będziemy zapewniać dostęp do tej usługi zarówno w mniejszych, jak i w dużych miejscowościach" zapowiada Paweł Stolecki, członek zarządu i dyrektor operacyjny Jeronimo Martins Polska. Ładowarki o mocy 120 kW, których operatorem jest PowerDot, umożliwią naładowanie baterii w ok. 20–30 min. Będą też wyposażone w terminal do płatności kartami, więc nie będą wymagały zakładania konta czy pobierania aplikacji. 

 

 

"Chcemy być częścią zielonej rewolucji, zresztą jednym z naszych filarów zrównoważonego rozwoju jest poszanowanie środowiska naturalnego. Chcemy być więc liderem tej rewolucji, tak jak jesteśmy liderem na polskim rynku spożywczym" – podkreśla Paweł Stolecki. – "Wprowadzamy usługę powszechnego, szybkiego i łatwego ładowania samochodów elektrycznych na naszych parkingach przy sklepach Biedronka".

Pierwsze stacje stanęły na parkingu biedronek przy ulicach Pałacowej i Sytej w Warszawie we wtorek 11 lipca. W tym roku właściciel i operator – firma PowerDot – uruchomi ich jeszcze 150. Do końca przyszłego roku ładowarki będą dostępne w 600 lokalizacjach.

"To będzie prawie 1,8 tys. punktów ładowania, ponieważ każda stacja zapewnia możliwość ładowania dla trzech samochodów jednocześnie. Te punkty będą się znajdować zarówno w dużych miastach, jak i w mniejszych miejscowościach. Będzie to doskonała możliwość dla naszego klienta, żeby naładować samochód i dokonać zakupów w biedronce" mówi dyrektor operacyjny Jeronimo Martins Polska.

"Na parkingach biedronek staną ładowarki o mocy 120 kW. To oznacza, że przeciętny samochód elektryczny [dysponujący baterią o pojemności 50 kWh – red.] może naładować swoją baterię w ciągu 20–30 min. Dodatkowo każda z tych ładowarek jest wyposażona w terminal do płatności kart płatniczych, co oznacza, że to jest bardzo wygodny sposób na zapłatę za ładowanie, bez konieczności wybierania konkretnych aplikacji" – mówi Grigoriy Grigoriev, dyrektor zarządzający firmy PowerDot, która będzie odpowiedzialna także za funkcjonowanie stacji od strony sprzedaży energii, obsługi płatności oraz oprogramowania.

Projekt wpisuje się więc w ideę „destination charging”, zakładającą ładowanie samochodu przy okazji wykonywania codziennych obowiązków. Jak podkreślają przedstawiciele Biedronki, będzie to największy powszechnie dostępny system ładowania aut prądem stałym DC w Polsce – zarówno pod kątem skali, jak i mocy ładowania – stworzony przez sieć handlową i operatora stacji ładowania. Dziś istniejąca sieć szybkich ładowarek dzięki programowi Biedronki i PowerDot powiększy się trzykrotnie.

 

Stacja ładowania elektryków. Fot. px.
 
 
"Sieć ładowarek przy biedronkach będzie rozmieszczona w całym kraju w taki sposób, aby poruszanie się pojazdów elektrycznych po polskich drogach było możliwe, tylko korzystając z sieci ładowania aut przy biedronkach w całym kraju" – podkreśla Paweł Stolecki. – "Dzięki naszej skali i obecności w każdym zakątku Polski zaświecimy kolejne jasne punkty na polskiej mapie elektromobilności, już nie tylko w wielkich miastach".

Ładowarki będą wyposażone w trzy złącza: CCS, ChaDemo oraz Type 2, dzięki czemu będą z nich mogli korzystać kierowcy niemal wszystkich elektryków, również hybryd typu plug-in. Wyposażenie w terminal z kolei umożliwi korzystanie ze stacji bez konieczności zakładania kont, logowania, używania aplikacji czy wykupowania abonamentu. Poza kartami bankowymi możliwe będą także płatności kodem QR bez rejestracji i kartą RFiD w ramach roamingu (dzięki czemu obsłużeni zostaną również abonenci innych dostawców usługi ładowania).

Jak wynika z Licznika Elektromobilności uruchomionego przez PZPM i PSPA, pod koniec maja br. w Polsce funkcjonowało 2836 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych (5597 punktów). 31 proc. z nich stanowiły szybkie stacje ładowania prądem stałym (DC), a 69 proc. – wolne ładowarki prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW. W maju uruchomiono 68 stacji ładowania, czyli w sumie 157 punktów.

Newseria, oprac. db



Loty z Wrocławia do Seulu


To historyczny dzień dla wrocławskiego lotniska. Ogłoszono start pierwszego transkontynentalnego bezpośredniego połączenia z Wrocławia do Seulu. Pasażerowie do stolicy Korei Południowej polecą od 3 listopada najnowocześniejszym samolotem świata - Boeingiem 787-8 Dreamliner. Loty zaplanowano raz w tygodniu, w piątki.

 

Wrocław - Seul. Fot. Newseria.

Z wrocławskiego lotniska pasażerowie polecą liniami PLL LOT bezpośrednio do Seulu i wylądują na jednym z największych hubów w Azji – lotnisku Incheon. To historyczna data dla stolicy Dolnego Śląska, bo loty do Korei Południowej będą pierwszym międzykontynentalnym i bezpośrednim połączeniem z Wrocławia.

"Warto mieć marzenia i warto je spełniać. To historyczny dzień dla naszego lotniska. Możemy z dumą ogłosić uruchomienie pierwszego transkontynentalnego połączenia z Wrocławia prosto do Seulu, realizowanego samolotem, który jeszcze nigdy nie startował z naszego lotniska. Ten wielki, historyczny projekt był możliwy dzięki owocnej współpracy wszystkich zaangażowanych w to podmiotów takich jak samorząd województwa dolnośląskiego, miasto Wrocław, przedstawiciele PLL LOT i przedstawiciele rządu" podkreślał w poniedziałek podczas konferencji prasowej Cezary Pacamaj, prezes Portu Lotniczego Wrocław. Dodał, że władze lotniska liczą, że połączenie do Seulu będzie popularne nie tylko wśród społeczności koreańskiej na Dolnym Śląsku, ale także otworzy nowe możliwości dla ruchu turystycznego.

Pierwszy samolot do Seulu wystartuje z Wrocławia 3 listopada o godzinie 16.25. Lot potrwa 11 godzin i 20 minut, a pasażerowie będą podróżować najnowocześniejszym samolotem świata  - Boeingiem 787-8 Dreamliner, który na pokład może zabrać 252 osoby w klasach: Business, Premium oraz Economy. PLL LOT już uruchomił sprzedaż biletów na tym kierunku.

"Wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców Dolnego Śląska i jedno z pięciu połączeń z Polski do stolicy Korei Południowej będziemy od listopada realizować z Wrocławia. W 2022 roku liczba pasażerów korzystających z rejsów do Seulu wyniosła 142 tys. a w 2023 roku prognozujemy, że będzie to już ponad 200 tys., wliczając w to samoloty startujące z Portu Lotniczego Wrocław" – mówiła Katarzyna Piskorz, wiceprezes PLL LOT.

Z Wrocławia do Seulu

Uruchomienie nowego połączenia jest odpowiedzią na zwiększony ruch pasażerski z Wrocławia do Warszawy, a stamtąd do Seulu. Od 2007 roku wzrósł on czterokrotnie. Jak wynika z szacunków wrocławskiego lotniska, w 2022 roku na trasie Wrocław-Korea podróżowało 35 tys. osób (ruch w obie strony), a prognozy na 2023 rok wynoszą  44 tys. osób. 80 proc. z nich to pasażerowie podróżujący z i do Seulu. 

"Nowo uruchamiane od jesieni połączenie lotnicze z Wrocławia do Seulu pokazuje, że Port Lotniczy we Wrocławiu znakomicie rozwija swoją ofertę. Jako samorząd województwa dolnośląskiego od wielu lat realizujemy bardzo ambitną, dynamiczną i otwartą strategię rozwoju gospodarczego. Nasz autorski projekt Going Global – Dolnośląska Dyplomacja Gospodarcza ukierunkowany jest na wsparcie regionalnych przedsiębiorców na międzynarodowych rynkach. Dzięki nowemu połączeniu lotniczemu ułatwimy dolnośląskim przedsiębiorcom relacje biznesowe w Korei Południowej. Bardzo ważnym aspektem uruchomienia stałych lotów z Wrocławia do Seulu jest także umożliwienie komunikacji między Koreą Południową a Dolnym Śląskiem dla społeczności południowokoreańskiej pracującej w LG Energy Solutions, które dynamicznie rozwija się w naszym regionie" – mówił Cezary Przybylski, marszałek województwa dolnośląskiego.

Marszałek zaznaczył, że obecnie na Dolnym Śląsku działa 580 przedsiębiorstw z Korei, co stanowi 48 proc. wszystkich koreańskich firm w Polsce.

"Incheon to duży hub azjatycki. Liczymy, że nowe połączenie na trasie Wrocław-Seul będzie impulsem ekonomicznym i wpłynie pozytywnie nie tylko na nasze miasto, ale na całe województwo" – zauważył Jakub Mazur, wiceprezydent Wrocławia.

Podróż „samolotem marzeń”

Pasażerowie lecący bezpośrednio z Wrocławia do Seulu będą podróżować jednym z 8 samolotów Boeing 787-8 Dreamliner będących na wyposażeniu linii PLL LOT. W Dreamlinerze okna są o 30 proc. większe niż w pozostałych samolotach i umiejscowione tak, by pasażerowie widzieli horyzont. Dreamliner został wyposażony w oświetlenie LED pozwalające płynnie regulować barwę i natężenie światła, co pozwala komfortowo podróżować w różnych strefach czasowych. Pasażerowie mogą wybrać bilet w jednej z trzech klas – Business (z komfortowymi fotelami ze stolikiem, prywatnym oświetleniem, zasłonką i gniazdem USB), Premium (z wygodnym fotelem z monitorem wysuwanym z podłokietnika oraz z gniazdem USB)  i Economy (z regulowanym fotelem).

Nowe połączenia z Wrocławia

Połączenie do Seulu to jedna z wielu nowości, które pojawiły się w zimowym rozkładzie Portu Lotniczego Wrocław. 

"Sezon letni wykorzystujemy do wzmożonej pracy nad kolejnymi rozkładami lotów. Wspólnie z niskokosztowymi liniami lotniczymi Ryanair i Wizz Air w czerwcu ogłosiliśmy już zimowe loty do Walencji, Malagi, Agadiru i Lizbony, a z tour operatorami m.in. egzotyczne połączenia z Wrocławia do Kenii, Omanu i Dubaju. Jednocześnie sfinalizowaliśmy rozmowy z przewoźnikami sieciowymi, których owocem są bardzo ważne dla nas decyzje: otwarcie zupełnie nowego połączenia do Helsinek linii lotniczej Finnair, uruchomienie dodatkowego drugiego dziennie rejsu do Amsterdamu KLM oraz trzeciego tygodniowo połączenia Swiss do Zurychu. Dla naszych pasażerów oznacza to nowe możliwości jeszcze wygodniejszego podróżowania z Wrocławia nie tylko po Europie, ale też po całym świecie" – mówi Cezary Pacamaj.

Efektem urozmaiconej oferty wrocławskiego lotniska są rekordowe w tym roku wyniki. Zimą z Portu Lotniczego Wrocław korzystało ćwierć miliona pasażerów miesięcznie. W czerwcu ta liczba przekroczyła 400 tys. osób, a rok 2023 władze Portu Lotniczego Wrocław spodziewają się zamknąć historyczną liczbą prawie 3,9 mln pasażerów (do tej pory rekordowy był rok 2019 z liczbą pasażerów na poziomie 3,5 mln).

Port Lotniczy Wrocław to jedno z największych i najważniejszych lotnisk w Polsce  

Wrocławskie lotnisko jest doskonale skomunikowane z siecią autostrad (A4 i A8) i dróg ekspresowych (S3, S5 i S8), co umożliwia szybki i wygodny dojazd również z dalej położonych regionów Polski. Na lotnisku podróżni mają do dyspozycji ok. 4 tys. miejsc parkingowych.

Wygodnym połączeniem z centrum jest autobusowa linia „106” oraz nocna „206”, a z zachodnich dzielnic Wrocławia linia „129”. Pasażerowie korzystający z usług Port Lotniczego Wrocław mają też do dyspozycji liczne sklepy, bary, kawiarnie i restauracje, także całodobowe.

Port Lotniczy Wrocław sukcesywnie inwestuje w infrastrukturę. Od 2012 roku pasażerowie są obsługiwani w nowoczesnym terminalu. Lotnisko dysponuje też systemem nawigacyjnym wyższej kategorii (ILS Cat. II), umożliwiającym realizację operacji lotniczych również w trudniejszych warunkach atmosferycznych.

Wrocławskie lotnisko jest doceniane za wysoki standard obsługi. W 2012 roku port został uznany przez pasażerów najbardziej przyjaznym lotniskiem w Polsce. Czterokrotnie otrzymał też nagrodę Business Traveller Award dla najlepszego regionalnego lotniska w kraju.

Newseria, oprac. db



W jakich krajach nie zapłacisz kartą i nie wypłacisz gotówki z bankomatu?


Są kraje, które rządzą się własnymi zasadami w zakresie płatności kartą czy wypłat z bankomatów. Istnieją kraje, podróżując do których warto zabrać duży zapas gotówki, w przeciwnym razie nie będziemy w stanie zapłacić ani za usługi, ani za produkty w sklepie i ostatecznie możemy zostać bez środków do życia. 

 


 

Według badań opublikowanych przez Merchant Machine, Norwegia, Finlandia i Nowa Zelandia to trzy kraje, które są najbliżej stania się społeczeństwami bezgotówkowymi, a tuż za nimi Hongkong, Szwecja, Dania, Szwajcaria, Wielka Brytania, Singapur i Holandia. Może to brzmi niewiarygodnie, ale istnieją na świecie kraje, w których ani nie wypłaci się gotówki z bankomatu, bo ich tam nie ma, ani nie zapłaci się kartą. Przygotowując się do podróży i planując pobyt, warto jest sprawdzić nie tylko lokalną walutę i jej przelicznik, ale również możliwości w zakresie płatności bezgotówkowych.

  • Iran

Iran to kraj, który coraz częściej wybierany jest na cel wakacyjnych wojaży. Perska kultura, sztuka, architektura, a także lokalna gościnność co roku przyciągają turystów z całego świata, którzy najczęściej udają się do Isfahanu czy Shiraz, ale również Kaszanu i Jazdu. Iran nadal pozostaje destynacją dość niszową, ze względu na panujące prawo szariatu, które dla turystów oznacza choćby nakaz zakrywania ciała i głowy (kobiety) czy segregację płci w miejscach publicznych, nie wspominając o wysokich temperaturach, które latem osiągają nawet 50 stopni. Iran jest przyjazną destynacją dla domowego budżetu - za doskonałe warunki i usługi zapłacimy rozsądne pieniądze. Warto pamiętać, by podróżując do Iranu zabrać ze sobą gotówkę. Z lokalnych bankomatów jej nie wypłacimy, nie uda nam się również dokonać płatności bezgotówkowej za pomocą karty. Najlepiej mieć przy sobie EUR lub USD i regularnie wymieniać w lokalnych kantorach. Za lot do stolicy, Teheranu, zapłacimy już od 495 PLN. 

  • Tuvalu

Tuvalu to wyspiarskie państwo położone w Oceanii, na Oceanie Spokojnym, w połowie drogi między Hawajami a Australią, niedaleko od Fidżi. Dawniej znane jako Wyspy Ellice. Podobnie jak Malediwy, słynie ze szmaragdowych wód, pięknej rafy, rajskich widoków i plaż. To zdecydowanie jedno z tych miejsc, do których trudno dotrzeć, a główną barierą jest dość wysoki koszt lotu. Ci, którzy zdecydują się tam dotrzeć, powinni pamiętać, że w Tuvalu, a na pewno w Funafuti, gdzie znajduje się stolica, nie ma bankomatów. Jeśli marzysz o podróży na Tuvalu, sprawdź najtańsze opcje lotów. Wybierając się w podróż w październiku, za bilet lotniczy zapłacimy od 6 339 PLN. 

  • Indonezja

Archipelag wysp Gili, znajdujący się niedaleko Bali, który ostatnio stał się bardzo popularny wśród turystów, jest bardzo doskonałym przykładem tych miejsc, w których kultura płacenia gotówką jest absolutnie powszechna. Na niektórych z wysp nie ma ruchu samochodowego – dostępne są tylko rowery, hulajnogi albo dorożki. Szczyt sezonu charakteryzuje się tłumami turystów, z których wielu śpi na plaży lub na dziko, z powodu braku wolnych pokoi. Gdy na miejscu dostępny jest tylko jeden lub dwa bankomaty, wypłacanie gotówki nierzadko graniczy z cudem. Dlatego zaleca się regularne wypłacanie gotówki co kilka dni, kiedy tylko jest to możliwe. Na Gili najlepiej dostać się z Bali (lot do Denpasar), a potem motorówką prosto na jedną z wysp: Gili Air, Gili Trawangan, Gili Meno. Koszt przelotu z Katowic do Denpasar zaczyna się od 1 385 zł.

  • Maroko

Prawdziwy raj dla miłośników muzułmańskiej architektury, suków i starych medyn, oferujący absolutnie wyjątkowe i często luksusowe doznania. Od tętniącego życiem Marrakeszu, przez piaszczystą Saharę, po smagane wiatrem plaże Essaouiry, Maroko obiecuje niezapomnianą podróż. Ponieważ Maroko to miejsce, w którym prawdopodobnie zechcesz kupić wiele ręcznie robionych, lokalnych pamiątek, takich jak ceramika, ręcznie tkane dywany, biżuteria i wiele innych, dobrze jest mieć przy sobie gotówkę. Bankomaty są rozsiane po całym kraju, w miastach, miasteczkach, a nawet mniejszych wioskach. Niezależnie od tego, czy targujesz się o tradycyjne dywany na suku, jesz tangine w lokalnej restauracji, czy rezerwujesz przejażdżkę na wielbłądzie po Saharze, nigdy nie jesteś zbyt daleko od źródła gotówki. Jednak kiedy zboczysz z utartego szlaku, będzie to znacznie trudniejsze. Małe sklepy raczej nie akceptują kart, a w bankomatach często brakuje gotówki. Dlatego dobrze jest mieć przy sobie trochę waluty na pokrycie nagłych lub nieplanowanych wydatków. Najtaniej do Maroka można dostać się z Warszawy do Marakeszu, ceny biletów zaczynają się już od 213 zł.

  • Filipiny

Filipiny to grupa  w sumie około 7641 wysp podzielonych na trzy główne: Luzon, Visayas i Mindanao. Jest to jedno z najpopularniejszych miejsc w Azji, znane z egzotycznych plaż, wulkanów, lasów i wyjątkowej lokalnej kultury. Poza tym Filipiny zasłynęły z rosnącej liczby ośrodków jogi, w których można „wyrzeźbić” ciało i umysł oraz uciec od codziennej rutyny. Jeśli chodzi o metody płatności, warto pamiętać, że kartą kredytową lub debetową można posługiwać się w większych miastach oraz w głównych kurortach turystycznych. Niektóre bankomaty akceptują międzynarodowe karty kredytowe i debetowe, w sklepach również nie powinno być problemu. Natomiast, jeśli zdecydujesz się pojechać nieco dalej i opuścić większe miasta, lepiej zabrać ze sobą wystarczającą ilość środków w miejscowej walucie, filipińskie peso (PHP). Z Polski na Filipiny najlepiej wybrać lot z Warszawy do Manili, najtańsze bilety zaczynają się od 982 zł.

Newseria, oprac. db